Europa,  Na Weekend,  Polska

Trójmiasto – gdy masz niewiele czasu

Trójmiasto to taki kłopotliwy zbiór trzech miast koło siebie (dzięki, Sherloku! :)). Czemu kłopotliwy? Bo człowiek chciałby zwiedzić „Trójmiasto” a mając tylko kilka godzin na zwiedzanie musi wybierać, które z miast chce obejrzeć. Dlatego dzisiaj ułatwię taki wybór dodając parę informacji na temat Gdańska i Sopotu. W Gdyni jeszcze nie byłam, ale jak kiedyś odwiedzę (choć podobno nic tam nie ma) to uzupełnię wpis.

To będą takie informacje dla ludzi mających tylko kilka godzin w jednym mieście albo chcących zaliczyć całe Trójmiasto jednego dnia. Nie zwiedzałam wszystkich atrakcji, ale mam nadzieję tu wrócić i niektóre miejsca obowiązkowo odwiedzić (dotyczy się to zwłaszcza Gdańska) i uzupełnić wpis.

Gdańsk

Gdańsk odwiedziłam w Sylwestra 2018. Pojechałam samochodem mając jakieś 3-4 godziny na zwiedzanie. Auto zostawiłam w centrum handlowym (ponieważ zupełnie nie wiem gdzie można spoko zaparkować w środku miasta). Jeśli postanowicie zrobić tak jak ja to info na przyszłość – sprawdzajcie do kiedy otwarty jest parking. Ja nie sprawdziłam i gdyby nie spoko pan ochroniarz to odebrałabym samochód dwa dni później i zapłaciła jakieś 150zł. 😀

Zaparkowałam w CH Madison czyli nie super blisko starego miasta, ale tak akurat na krótki spacer. Po drodze minęłam Wielki Młyn – zbudowany ponoć w 1350 roku przez Zakon Krzyżacki. Ogromny budynek robiący wrażenie, niestety nie udało mi się zrobić mu ładnego zdjęcia, tak duży jest to obiekt. Młyn znajduje się przy Kanale Raduni, który poprzecinany jest sporą ilością mostków (jeden z nich to tak zwany Most Korzenny – „Most Miłości”, na którym standardowo przypięty jest jakiś miliard kłódek) i wysepką z Dworem Młynarzy. W pobliżu znajdziemy również mini park, a w nim pomnik Heweliusza – gdańskiego astronoma, matematyka i konstruktora instrumentów naukowych (za Wikipedią). Bardzo przyjemne miejsce na spacer, a jako, że Dworzec Kolejowy znajduje się niedaleko CH Madison to również osoby podróżujące pociągiem mogą tędy przejść idąc do starego miasta.

Dwór Młynarzy
Pomnik Heweliusza a w tle Nadbałtyckie Centrum Kultury

Idąc dalej wchodzimy już powoli w wąskie i piękne kamieniczki starego miasta. Najpierw wita nas Baszta „Jacek” (nazwana od Jacka Odrowąża), powstała około 1400 roku. Pierwotnie pełniła funkcje obronne.

Baszta „Jacek”

Bazylika Mariacka w Gdańsku

Bez pośpiechu chodziliśmy sobie wśród Gdańskich kamieniczek. Zmierzaliśmy w stronę Bazyliki Mariackiej ulicą Piwną. Na niej (ulicy) znajduje się „Browar Piwna” w odrestaurowanej zabytkowej kamienicy. Podobno serwują tam dobre piwo rzemieślnicze, chociaż nie próbowałam (w końcu byłam samochodem), ale chciałam zobaczyć to miejsce bo to jedna z kamieniczek jakie można kupić w formie ręcznie robionego magnesu na lodówkę. Potem poszliśmy już do Bazyliki. Bardzo podobała mi się architektura tego miejsca, ale w szczególności sklepienie. Nie omieszkaliśmy również wejść na wieżę, żeby zobaczyć miasto z góry (koszt to 10 zł za osobę dorosłą). To był chyba mój najdłuższy spacer po schodach w życiu – jest ich ponad 400, więc zanim sami postanowicie wejść to dobrze to przemyślcie. Już przy 100 wyzionęłam ducha, a początkowo w ogóle nie widać ile tych schodów będzie. Fajne było to, że powoli wchodząc mijało się to piękne sklepienie, ale można było je zobaczyć od góry. No i co jakiś czas przy schodach rozmieszczone były tablice informacyjne. Jeśli zaś chodzi o widok z góry to cóż. Ja osobiście byłam nieco rozczarowana. Tak jak stare miasto Gdańska z dołu jest przepiękne, tak z góry niewiele go widać, za to pełno średniej urody budynków. Jest miejsce gdzie można dostrzec pełno czerwonych dachów i sławnego Żurawia, ale z pozostałych stron niewiele widać.

Ulica Piwna i „Browar Piwna”
Bazylika w środku, na górze widać piękne sklepienia
I te same sklepienia, ale od góry 🙂
Widok z góry. Widać część Starego Miasta w Gdańsku i Żurawia (bliżej prawej strony, mniej więcej na środku wysokości)
Trafił nam się również piękny zachód słońca na górze. Widać czubek Ratusza i kilka kamieniczek, ale dalej widok już mniej interesujący
Po wyjściu z Bazyliki kamieniczki miały piękny kolor zachodzącego słońca

Rynek i „panienka z okienka”

Po wyjściu z Bazyliki udajemy się już w stronę Ratusza, rynku i chyba najsławniejszej fontanny w Polsce. No i tutaj muszę przyznać, że rynek Gdańska jest naprawdę bardzo ładny. Jeden z niewielu, które moim zdaniem mogłyby konkurować z Wrocławskim.

Pamiętam, że gdy byłam w Gdańsku pierwszy raz, wiele lat temu na jednej z wycieczek szkolnych, któraś z oprowadzających nas kobiet opowiadała o legendzie „panienki z okienka”. Codziennie o 13:03 jedno z okien codziennie się otwiera i wygląda z niego młoda kobieta, szukająca wśród przechodniów swojego kawalera. Tak przynajmniej tę legendę zapamiętałam (i swoją drogą oczywiście przegapiłam odpowiedni moment i zajrzałam w stronę okna w momencie, gdy się zamykało). Z tego co doczytałam to w tej legendzie chodziło o coś innego. Młoda dziewczyna została wypatrzona w tym oknie przez Kazimierza Koryckiego, który upatrzył ją sobie za żonę. Ona też się w nim zakochała, ale rajca u którego przebywała nie zgodził się jednak na ich ślub. Zamknął ją na strychu dopóki Kazimierz nie opuści Gdańska i zagroził, że jeśli tego nie zrobi to sam się z nią ożeni. Ta historia to tak naprawdę powieść napisana przez Jadwigę Łuszczewską. Wielu ludzi po przeczytaniu jej doszukiwała się Bursztynowego Domu. Stąd chyba powstała ta instalacja artystyczna (bo z tego co doczytałam to obecnie „panienka z okienka” to figura zamontowana na mechanizmie), która obecnie jest jedną z atrakcji Gdańska i w sumie jako ciekawostka można zobaczyć, jeśli jest się akurat o 13:03 na rynku koło fontanny Neptuna. (Informacje doczytałam na tej stronie).

Fontanna Neptuna. Okrągłe okno na zielono-ceglanym budynku po prawej stronie to okno „panienki z okienka”

Oczywiście z Neptunem też wiąże się legenda. Ponoć mieszkańcom tak spodobała się ta fontanna, że wrzucali do niej złote monety. Neptunowi wcale się to nie podobało, zaczął uderzać w wodę z monetami swoim Trójzębem i tak zamienił ją w… wódkę. Gospodarz jednej z gospód w tamtym czasie, który jako jedyny nie połasił się na darmową wódkę został rano szczodrze obdarzony. Znalazł w swoich beczkach „złotą wódkę”, która od tamtej pory stanowi specjalność pod nazwą „GoldWasser”. Ciekawa legenda, muszę przyznać, a jeśli gospoda „Pod Łososiem” (to jej gospodarz był skromny i został nagrodzony) istnieje rzeczywiście, to ma niezłą reklamę :D. (Informacje na temat legendy przeczytałam między innymi tutaj).

Poza tym, jeśli chodzi o Neptuna to na rynku można znaleźć go w kilku miejscach. Gdy stanie się w odpowiednim miejscu (mniej więcej na środku „skrzyżowania” Długiego Targu) to widać aż trzy figury przedstawiające rzymskiego boga. Już Wam pokazuję, gdzie dokładnie:

Na zdjęciu może nie widać za dobrze, ale jak tam będziecie to na pewno zauważycie o co chodzi 🙂
Jeśli stojąc w tym samym miejscu co powyżej obrócimy się w prawo (po lewej musimy mieć Ratusz), to ujrzymy tę kamieniczkę w tle a na niej kolejnego Neptuna

Jeśli spytalibyście jakiegoś gdańszczanina to powiedziałby Wam, że widzi jeszcze więcej Neptunów w Gdańsku. Chodzi tu jeszcze o hotel i kino o takiej nazwie.

A tutaj „główny” Neptun na tle Ratusza w Gdańsku

Omawiając rynek nie można nie wspomnieć o Ratuszu, w którym znajduje się Muzeum Historyczne Miasta Gdańska. Jest budowlą gotycko-renesansową, która przechodziła wiele przebudowań na przestrzeni lat. Pierwsze fragmenty budynku pochodzą z XIV wieku, jednak bardzo szybko zostały rozbudowane, ponieważ okazały się za małe. Wieża ratuszowa została dobudowana dopiero pod koniec XV wieku, a w pierwszej połowie XVI wieku wzniesiono dwukondygnacyjną oficynę. Od tamtego czasu zachował się główny obrys budynku aż do dziś. (Za Wikipedią).

Jeśli o mnie chodzi to bardzo podoba mi się taki Ratusz i forma rynku. Całość jest mocno zwarta i gęsto zabudowana, ale to jest właśnie to co lubię. Kamieniczki wzdłuż Długiego Targu są bardzo reprezentacyjne i z przyjemnością człowiek przechadza się wzdłuż nich.

Gdański rynek (Długi Targ) z Ratuszem
Widok na Ratusz i rynek od strony ulicy Długiej
Ratusz – detal

Żuraw

Po obejrzeniu fontanny Neptuna i spacerze po Długim Targu, udaliśmy się w stronę Żurawia. Tutaj chyba warto napomknąć, że część rynkowa, czyli ulica Długi Targ oraz ulica Długa stanowią część Drogi Królewskiej, zaczynającej się Bramą Wyżynną a zakończoną Bramą Zieloną (po drodze przechodzi się jeszcze przez Bramę Złotą). Wszystkie są bardzo ciekawe i warto włączyć ich zobaczenie w plan zwiedzania. Obejmują one najpiękniejszy fragment Gdańska więc można to zrobić niejako przy okazji.

Przechodząc przez Bramę Zieloną idąc od Długiego Targu dochodzimy do Starej Motławy. Jeśli skręcimy w lewo i pójdziemy wzdłuż rzeki to dotrzemy do Żurawia.

Brama Żuraw pod obecną postacią powstał w XV wieku. Wcześniejszy wygląd jest nieznany, ale wiadomo, że budynek istniał już w XIV wieku.

To śmieszne, ale kiedyś myślałam, że Żuraw jest częścią Stoczni, jednak to zupełnie nie tak. Obecnie nie jest już używany, ale kiedyś służył głównie do załadunku towarów na statki i stawianie masztów.

PS. Gdyby ktoś nie wiedział, który budynek to Żuraw, to jest to ten mocno wyróżniający się na moim zdjęciu, ale można go też zobaczyć tutaj.

Podsumowanie

To by było na tyle, jeśli chodzi o nasz wypad do Gdańska. Zobaczyliśmy te „najważniejsze” rzeczy, choć mam nadzieję wrócić na dłużej, żeby odkryć więcej ciekawych miejsc.

W ciągu 3 godzin bez problemu można zrobić spacer od dworca kolejowego na rynek, zobaczyć najważniejsze atrakcje bez zbędnego pośpiechu, wejść 400 schodów na wieżę Bazyliki Mariackiej, poszukać Neptunów na rynku i stanąć pod mechanizmem Żurawia większym od nas samych, a potem jeszcze wrócić na pociąg i pojechać dalej w świat. Myślę, że jak na tak niewiele czasu to całkiem sporo wrażeń! 🙂

Sopot

Sopot odwiedziliśmy dokładnie rok wcześniej niż Gdańsk. Tak akurat się złożyło, że przez ostatnie dwa lata jeździliśmy na Sylwestra do znajomych pod Trójmiastem. 🙂

Niestety w tym przypadku byłam nieco mniej przygotowana i nie miałam ze sobą aparatu, także jakość zdjęć może być trochę gorsza.

Swoją podróż zaczęliśmy w pobliżu torów kolejowych na ulicy Bohaterów Monte Cassino. To miejsce blisko stacji kolejowej. Poszliśmy wzdłuż tej ulicy w stronę morza. Pierwsze na co się natknęliśmy to kościół św. Jerzego w Sopocie, który pierwotnie był świątynią protestancką. Nie wchodziliśmy do środka, jednakże z zewnątrz wygląda specyficznie, ale pięknie i interesująco.

W ogóle sama ulica Bohaterów Monte Cassino to w Sopocie jest deptak, który z obu stron otaczają różne ładne budynki. Chociaż jeśli pójdzie się dalej od morza to miasto wygląda coraz mniej korzystnie, dlatego skupimy się na tej „morskiej” części.

Ulica Bohaterów Monte Cassino z towarzyszącymi jej budynkami

Krzywy Domek

Chyba każdy kto jedzie do Sopotu słyszał o Krzywym Domku tak jak jadąc do Gdańska o fontannie Neptuna. Co prawda osobiście uważam, już po zobaczeniu domku, że w sumie szału nie ma, ale na pewno jest to coś innego i wartego zobaczenia. Nie tak łatwo zbudować krzywe ściany. Nie wchodziłam do środka, ale są tam podobno pomieszczenia handlowe.

Molo

Kolejnym obowiązkowym punktem w Sopocie jest oczywiście molo. Byliśmy tam w Sylwestra i w sumie nie spodziewałam się tego ogromu ludzi jaki zastanę. Ciężko było się przecisnąć, także w sumie nie polecam tego dnia na zwiedzanie. Myślę, że inne zimowe dni już lepiej się sprawdzą, ale imprezy Sylwestrowe w całym kraju przyciągają ludzi więc przed wieczorem zwiedzają odwiedzane miasta. Poza tym ogólnie spacer po molo to całkiem przyjemna sprawa. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się przyjść super wcześnie rano i porobić fajne foty, ale to póki co odległa wizja, być może nie będzie na nią okazji.

Widok z molo na plażę i miasto

Na molo znajduje się kawiarnia, ale nie wchodziłam do niej bo strasznie wiało i właściwie dość szybko udałam się z powrotem „na ląd”.

Molo powstało w 1827 roku i początkowo było pomostem mającym 31,5 metrów, ale w tym samym wieku przedłużono go do 150 metrów a już w 1910 roku osiągnął 315 metrów.

Latarnia Morska

Wiecie już, że mam słabość do wchodzenia na różne wysokie budynki, także na latarnię też musiałam wejść. Niestety o dziwo nie zrobiłam żadnego zdjęcia z zewnątrz, za to mam coś z góry (wejście na górę kosztowało chyba około 5 zł). Tym razem również trafiliśmy na piękne słońce. 🙂

A przy okazji – po zejściu z latarni dostaje się dyplom za wejście!

Widok w stronę centrum Sopotu
Widok na molo

Willa Basnera

Idąc od mola i latarni na południowy wschód aleją Wojska Polskiego możemy dotrzeć do ciekawych willi. Jedną z nich jest Willa Basnera, znajdująca się przy ulicy Bolesława Chrobrego 48.


Willa swój kształt nawiązujący do zamku w Malborku zawdzięcza Fredrichowi Basnerowi a zaprojektowana była przez Adolfa Biedelfelda. Właściciel był kupcem zbożowym a następnie handlarzem nieruchomościami. Po drugiej wojnie światowej budynek spełniał funkcje przedszkola i wypoczynkowego ośrodka rządowego. Obecnie, od 2005 roku, budynek należy do SMT Shipmanagement and Transport Gdynia LTD. sp. z o.o., która zajmuje się transportem morskim. (Źródło: Hanna Domańska, Opowieści Sopockich Kamienic, 2005, opracowanie www.dawnysopot.pl)

Willa Claaszena

Inną ciekawą willą, znajdującą się przy ulicy Księcia Józefa Poniatowskiego 8 jest Willa Claaszena.

Ta willa została zbudowana w 1903 roku dla kupca Ernsta Augusta Claaszena. Eksportował cukier i był konsulem Stanów Zjednoczonych na całe Prusy Wschodnie, jednakże w 1924 roku jego firma zbankrutowała a on sam popełnił samobójstwo. Następny właściciel z rodziną mieszkał w willi aż do końca drugiej wojny światowej, a później przebudowano ją na potrzeby trzech rodzin i dobudowano garaże. W kolejnych latach budynek pełnił różne funkcje a od 2000 roku znajduje się w nim Muzeum Sopotu. Jak kiedyś wrócę do tego miasta to z chęcią odwiedzę, tym razem podziwiałam tylko z zewnątrz.
(Źródło: Hanna Domańska, Opowieści Sopockich Kamienic, 2005, opracowanie www.dawnysopot.pl)

Podsumowanie

To już wszystko co obejrzeliśmy w Sopocie. Czas, jaki mieliśmy na zwiedzanie był podobny do tego w Gdańsku – około 3-4 godziny. Spokojnym spacerkiem wszędzie zdążyliśmy dojść, a także przejść się po plaży. Swoją drogą to ciekawe doświadczenie być nad morzem zimą. Chociaż śniegu nie było (a przynajmniej prawie w ogóle), plaża o tej porze roku ma zupełnie inny klimat. Polecam!

Pozdrawiam,

~Marta Frasunkiewicz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *