Rosja cz. 1 – Moskwa
Obecnie, jako, że pracuję na etacie nie zawsze mam możliwość na bieżąco gdzieś wyjeżdżać. Aby jednak zachować ciągłość wpisów postanowiłam opisać mój wyjazd do Rosji, który miał miejsce 2 lata temu w wakacje, i który sama przygotowywałam. Informacje praktyczne dotyczące wyjazdu zamieszczę na samym końcu cyklu, ponieważ samo opracowanie wyjazdu, załatwianie wiz itd. to obszerny temat. Nie chciałabym jednak robić tego na początku, bo niektóre rzeczy mogą się teraz wydawać bez sensu.
Mój wyjazd do Rosji wyglądał następująco:
Wylot samolotem z Warszawy do Moskwy – 5 dni zwiedzania Moskwy – przejazd pociągiem do Petersburga – 5 dni zwiedzania Petersburga – przejazd autobusem do Tallina – 1 noc w Tallinie – przejazd autobusem do Rygi – 1 noc w Rydze – przejazd autobusem do Wilna – 1 noc w Wilnie – powrót autobusem do Warszawy.
Jak widać na końcu rozszerzyłam wyjazd o krótkie zwiedzanie krajów Bałtyckich. Chciałam tutaj po pierwsze pozwiedzać chociaż w minimalnym stopniu te kraje. Po drugie wizja bardzo długiej ciągłej podróży autobusem była słaba. Po trzecie chciałam spróbować swoich sił w planowaniu wycieczki na nieco większą skalę (innymi słowy, czy poradzę sobię z czymś trudniejszym niż tylko tygodniowy wyjazd w jedno miejsce i z powrotem).
Ten cykl wpisów zaczyna się opisem Moskwy, druga część będzie dotyczyła Petersburga, trzecią będą stanowiły informacje praktyczne, natomiast na końcu, niejako już jako osobny wpis dodam jeszcze coś o krajach Bałtyckich.
Wszystkie części cyklu:
Rosja cz. 2 – Sankt Petersburg
Rosja cz. 3 – Informacje praktyczne
Zdjęcia niestety będą głównie z telefonu (i do tego wygląda na to, że część straciłam, więc nie wszystko mogę pokazać).
No to zaczynamy!
Moskwa – pierwsze wrażenie
Dlaczego w ogóle przyjechałam do Rosji? Wszyscy jeżdżą na wakacje do ciepłych krajów, ostatnio jako coś nowego pojawia się Islandia (która od dawna mi się marzy), czasem kraje Skandynawskie, ale Rosja? Nie jest to częsty kierunek podróży wybierany przez Polaków, głównie chyba ze względu na historię i małą sympatię obu krajów do siebie. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo ankiety żadnej nie przeprowadzałam.
Ja z kolei chciałam zobaczyć, jak ten „wielki i potężny” kraj wygląda od środka. Czy to co się mówi o Rosji w Polsce to prawda? Nie ma lepszej metody niż przekonanie się na własnej skórze.
Początkowo to była nieśmiała myśl, przerażała mnie ilość formalności do załatwienia, czy wszystko się uda. Ale powoli wszystko zostało załatwione. A więc stało się, jadę do Rosji!
Lotnisko i autobus do miasta
Pierwsze wrażenie w trakcie lądowania i tuż po było raczej słabe. Budynek lotniska jest ponury i mało przyjazny. Oczywiście na wejściu gromko witali mnie taksówkarze, którzy liczyli na naiwnych podróżnych. Czytałam co nieco wcześniej, dzięki czemu wiedziałam, że do miasta można dostać się autobusem, więc nie dałam się nabrać na kurs za miliony monet.
Problemem stanowiło tylko znalezienie postoju autobusów. Trochę się pokręciłam i po chwili udało się znaleźć odpowiednie miejsce. Teraz już tylko musiałam ustalić, który dojeżdża jak najbliżej miasta i można wsiadać.
I tu jedna mała uwaga – Moskwa nie jest miastem przyjaznym turystom. Bardzo mało obiektów, stacji itd. ma łaciński alfabet i jest przetłumaczone na angielski. Na ogół trzeba chociaż w minimalnym stopniu znać rosyjski i umieć czytać cyrylicę. Także tutaj – rozkład jazdy jest po rosyjsku. Na szczęście znam ten język co nieco, ale i bez tego odszukanie odpowiedniego autobusu nie byłoby bardzo trudne.
Zależało mi, by dojechać po prostu do najbliższej stacji metra, bo można nim dotrzeć niemal wszędzie w obrębie miasta. METRO po rosyjsku będzie METPO. Wystarczy poszukać takiego słowa na rozkładzie i właściwie jesteśmy w domu.
Podróż autobusem w Moskwie to przeżycie samo w sobie, i chociaż skorzystałam z tej usługi tylko raz, to myślę, że każdy fan mocnych wrażeń powinien spróbować. Jest to niebezpieczny środek transportu bo kierowca jedzie jak chce. Omija samochody to z jednej, to z drugiej strony, a pedał gazu dociska co najmniej jakby prowadził porsche a nie zdezelowaną budę na kołach. Gwałtowne hamowanie to także norma. Ale po godzinie stresu wysiedliśmy już przy stacji metra i można było odetchnąć z ulgą!
Z tego miejsca było już łatwo. Wiedziałam, gdzie mam wysiąść, a znajomość cyrylicy bardzo tu pomaga. Mieszkanie, do którego jechałam znajdowało się w pobliżu ulicy Warszawskiej, przy której jest też stacja metra o takiej nazwie, nie omieszkałam więc o nią zahaczyć. W końcu każda stacja w Moskwie wygląda inaczej. Spodziewałam się zobaczyć jakieś Polskie motywy. Nie pomyliłam się!
Co warto zobaczyć?
Przyznam szczerze, że 5 dni w Moskwie to zdecydowanie za mało i już planuję, żeby tam wrócić. Moskwę chciałam po części zwiedzić śladami książki „Metro 2033”, a częściowo chciałam zdać się na szczęśliwy traf. Szłam również w miejsca, o których od dawna słyszałam i chciałam odwiedzić. Do pierwszej kategorii zaliczają się na pewno podróże metrem gdzie się da i oglądanie każdej napotkanej stacji oraz wieża Ostankino. Do ostatniej zaś Plac Czerwony, Sobór Wasyla czy Mauzoleum Lenina.
Plac Czerwony
Pierwszego dnia wybór padł zatem na spacer po Placu Czerwonym i zwiedzanie Soboru Wasyla od środka. Niestety jak tam byłam, to ustawiali jakieś sceny czy cokolwiek to było i połowa miejsca była wyłączona z ruchu. Mimo wszystko całość robi ogromne wrażenie!
Polecam przejść się wzdłuż Kremla, także przez Ogród Aleksandrowski. Niedaleko jest też Biblioteka im. Lenina, na którą zerknęłam i centrum handlowe „ГУМ”, które wygląda jak pałac. No, jak Rosjanie coś budują, choćby to był sklep, to robią to z rozmachem, nie ma co. Sobór Wasyla warto zwiedzić. W części dla zwiedzających (bo jest też część dla wiernych), znajduje się głównie muzeum. Można zobaczyć historię powstawania cerkwi, fragmenty zdobienia, obrazy i oryginalne ołtarze.
Tego dnia pominęłam Mauzoleum Lenina, lecz wróciłam tu w przeddzień wyjazdu. Niestety w środku nie można robić zdjęć. Kolejka jest masakrycznie wręcz długa, ale dość szybko się porusza do przodu.
Wejście jest za darmo, lecz najdłużej trwa rewizja osobista. To rzecz, do której w Rosji trzeba się przyzwyczaić. Prawie wszędzie (przy atrakcjach i w stacjach metra) stoją panowie z kałachami i sprawdzają przechodzące osoby. Zwykle zaglądają do torby, każą pokazać kieszenie itd. Czasem mają też rentgen (przy wejściach do atrakcji) i sprawdzają czy nie ma niebezpiecznych przedmiotów bez otwierania bagażu. Po chwili takiej rewizji można przechodzić dalej.
W Mauzoleum Lenina na każdym kroku stoją kolejni mili panowie z kałachami i wskazują drogę i pilnują, czy przypadkiem ktoś nie robi zdjęć. Nawet rąk w kieszeni nie można trzymać. Właściwie zatrzymać też się nie można. Trzeba przejść w miarę żwawo obok i wyjść. Także niestety jak ktoś chce zobaczyć Lenina na żywo, to musi pofatygować się osobiście. Dla mnie wyglądał jak dzieło pani Madame Tussaud. Myślę jednak, że tak ważną historycznie postać, bez względu czy była pozytywna czy negatywna, warto zobaczyć.
Wychodząc z Mauzoleum mija się nagrobki ważnych osobistości Rosji. Jest tam też Stalin.
Ostankino i WOGN
Po zwiedzeniu Placu Czerwonego udałam się jeszcze w stronę Ostankino. Ta wieża to było moje marzenie i bardzo chciałam ją zobaczyć jeszcze tego dnia. Wysiadłam przy Ogrodzie Botanicznym sugerując się książką „Metro 2033”, jednak do wieży był z tego miejsca ładny kawałek drogi. No nic, to idziemy i zwiedzamy!
Droga wzdłuż ulicy była przydługa, więc postanowiłam ją skrócić. Doszliśmy do punktu, który wyglądał jak obiekt wojskowy i nieco zwątpiłam, ale ludzie wchodzili, to też poszliśmy (nie ma to jak psychologia tłumu! :D). Okazało się, że przeszliśmy przez teren rosyjskiej uczelni, i doszliśmy do Ogólnorosyjskiego Centrum Wystawowego (Выставка достижений народного хозяйства (ВДНХ)).
Super miejsce! Zobaczyliśmy samolot z trzema silnikami, rakietę, a nawet radziecki wahadłowiec kosmiczny „Buran” (i to chyba był oryginał, ale pewności nie ma, jak to w Rosji :D). Dookoła znajdują się różne muzea, do których niestety nie miałam już czasu zajrzeć, lecz mam nadzieję, że kiedyś tam wrócę!
Robiło się już późno, więc mając co jakiś czas wieżę przed oczami kierowaliśmy się ku niej. Trochę kluczyliśmy, ale ostatecznie udało się dotrzeć pod nią. I tutaj kolejne zdziwienie. Wieża jest odgrodzona dookoła i nigdzie nie było widać wejścia. Nawet nie było widać, by ktoś w środku zwiedzał. Trochę się zmartwiłam, bo bardzo chciałam wjechać na szczyt. Poszliśmy w jedną stronę i nic. Już miałam zrezygnować ale zdecydowałam się pójść jeszcze wzdłuż drugiego boku i eureka! Jest wejście, i to nawet jeszcze czynne.
Zanim weszłam kupić bilet musiałam przejść rewizję osobistą. Tutaj dokładnie sprawdzają, ponieważ kiedyś został podłożony na wieży ogień. Martwiłam się, czy będą jeszcze dostępne bilety, ale załapaliśmy się na przedostatni kurs. Gdy wjechaliśmy było już ciemno, także za dużo nie było widać, ale i tak byłam zachwycona!
Na szczycie znajduje się przezroczysta podłoga w kilku miejscach i można stanąć 300m nad ziemią. Też tak zrobiłam, ale o mało nie zeszłam na zawał ze strachu. Podziwiam ludzi, którzy byli w stanie tam skakać. Poza tym można oczywiście poczytać o historii obiektu, zobaczyć makiety innych wież telewizyjnych na świecie i chyba najistotniejsze – pooglądać Moskwę z góry. Na górze prowadzony jest też obchód z przewodnikiem, więc można się co nieco dowiedzieć. 🙂
Kreml Izmaiłowski i Muzeum Historii Wódki
Tak, dobrze czytacie! Muzeum Historii Wódki. Właściwie to głównie ze względu na nie pojechałam do Kremla Izmaiłowskiego, który sam w sobie jest bardzo ciekawy i przyjemnie jest zrobić sobie tam spacer. Pomimo deszczu, który mnie dopadł, chętnie obeszłam jak największą część obiektu.
Ktoś mógłby powiedzieć, że miejsce jest strasznie kiczowate. Cóż, przyznałabym takiej osobie rację, aczkolwiek nie zmieni to mojego zdania, że warto je zobaczyć i że jest interesujące.
Gdy się trochę rozejrzymy na miejscu znajdziemy nawet mini targowisko, gdzie można kupić różne ciekawe rzeczy – stare aparaty fotograficzne, ręcznie malowane ozdoby, matrioszki z Putinem i tym podobne :D.
Co do Muzeum Historii Wódki – zdecydowanie polecam. Wystawa jest bardzo bogata (prawie 500 lat historii wódki), znaleźć można takie cuda jak wódka w puszce, butelki z podobiznami ważnych rosyjskich osobistości, niektóre „napoje” z różnych krajów, zwyczaje związane z piciem i inne. Na miejscu można też kupić pamiątki, np. kieliszki. Poza tym jest opcja spróbowania „wódki” (chociaż tak słabej, że chyba rozcieńczonej z milion razy – prawie jak homeopatia).
Nowoczesne Centrum Moskwy
Kolejnego dnia zrobiłam sobie niezobowiązującą podróż metrem „jak leci”, pospacerowałam w różnych miejscach, które nie wyróżniają się niczym szczególnym, więc nie będę opisywać, a wieczorem wybrałam się do nowoczesnej części Moskwy. Uwielbiam oglądać wieżowce. Niestety być może podjechałam ze złej strony, bo możliwość poruszania się była marna (wiele budynków było odgrodzonych, a przez roboty budowlane nie można było dostać się w dalszą część) i tylko z jednego miejsca całość obejrzałam.
Dopiero później, spacerując wzdłuż Moskwy (rzeki) spoglądałam jeszcze z innej perspektywy na wieżowce.
Próbowałam przy okazji zobaczyć jak najwięcej z Moskiewskich Sióstr (budynki, które wyglądają jak PKiN w Warszawie) i udało mi się tego dnia odnaleźć 4 z nich.
Muzeum Ogni Moskwy
Kolejnego dnia wróciłam na Plac Czerwony do Mauzoleum Lenina, co już opisałam, a następnie udałam się w stronę Muzeum Ogni Moskwy (Музей „Огни Москвы”) czyli Muzeum Historii Oświetlenia.
Jest to miejsce do którego dość ciężko trafić – gdzieś pośród mało uczęszczanych uliczek, a do tego wejście jest ukryte. Nie ma wielkich sloganów, że tu jest muzeum. Budynek wygląda zwyczajnie, jak każdy inny w okolicy, a trzeba podejść i zadzwonić. Gdyby akurat obok kogoś nie było, kogo mogliśmy się spytać, to prawdopodobnie w ogóle byśmy nie zobaczyli wystawy.
W środku miły Pan oprowadził nas po całości, opowiadając wszystko na szczęście po angielsku. Byliśmy tylko my, więc produkował się specjalnie dla nas, a trochę do opowiedzenia jest. Mówił o tym, jak po kolei rozwijało się oświetlenie w mieście, przy okazji robiąc mały pokaz, tj. wyłączył wszystkie światła i w zależności od epoki zapalał (bądź włączał) odpowiednie oświetlenie. Pokazywał mapy Moskwy, na których widać było, że na różnych terenach ewolucja świetlna zachodziła w innym czasie.
Na koniec Pan zostawił nas samych i mogliśmy zwiedzić całość jeszcze raz na własną rękę i nawet podotykać niektóre eksponaty. Bardzo mi się to w Rosji podoba, że w wielu miejscach – nawet typowo turystycznych – panuje miła atmosfera.
Ogółem miejsce jest bardzo ciekawe. Spodziewałam się, że będzie średniawka, a wystawa jest tak fajnie zaprojektowana, że z fascynacją słuchałam o oświetleniu w Moskwie. Brzmi nudno? Spróbujcie sami, polecam. 😉
Na marginesie: wpisałam w google to muzeum, żeby przekopiować napis cyrylicą i… w polskim internecie to miejsce nie istnieje. Jeśli ktoś jest zainteresowany adresem, to jest on następujący: Armyanskiy Pereulok, 5, Moskwa, Rosja (101000, Москва, Армянский переулок, дом 3—5 строение 1.).
Muzeum Kosmonautyki
Tego dnia wybraliśmy się jeszcze do Muzeum Kosmonautyki (Музей космонавтики), które znajduje się blisko wieży Ostankino i Ogólnorosyjskiego Centrum Kultury. To było jedno z fajniejszych miejsc, jakie odwiedziłam, naprawdę!
Muzeum jest ogromne i zobaczyć można całą historię rosyjskich podbojów kosmosu. Zawiera dużo replik sprzętów wysyłanych w kosmos, historię zwierząt (na wejściu witają nas nawet Biała i Strzała), a także cenne oryginały takie jak odrobina piasku z księżyca czy kombinezon jednego z amerykańskich czołowych astronautów. Dodatkiem są również różne atrakcje interaktywne czy filmy.
Na miejscu dostępne są ciekawe pamiątki – można kupić prawdziwe jedzenie, jakie biorą ze sobą astronauci na misje. Byłam pod ogromnym wrażeniem i mimo, że na co dzień nie przepadam za chodzeniem po muzeach, to tam bym wróciła.
Pożegnanie z Moskwą
I to już wszystko, co miałam okazję zobaczyć w tym pięknym mieście. Sporo wyszło tekstu a starałam się w miarę możliwości skracać by nie było za długo i za nudno. Nie podawałam informacji odnośnie cen do różnych obiektów ponieważ prawdopodobnie uległy już zmianie, ale tak ogólnie podam orientacyjne wartości w ostatnim wpisie w podsumowaniu. Co do lokalizacji poszczególnych obiektów, gdzie wysiąść i jak dojść to mogę napisać jeśli będzie na to taka chęć. Wydaje mi się jednak, że bez problemu takie informacje można znaleźć korzystając z Google Maps, a sprawa jest o tyle ułatwiona, że zaznaczone są tam nawet stacje metra (pomijając Muzeum Ogni Moskwy, którego adres podałam).
Mam nadzieję, że się podobało :). Zapraszam do komentowania i konstruktywnej opinii.
Pozdrawiam,
~Marta Frasunkiewicz